piątek, 19 czerwca 2015

9. "I love you, Kylie"

-Robi się już ciemno- jęknęłam zmęczona tym całym "spacerem".
-Kylie ma racje- mruknęła blondynka i związała swoje włosy w wysokiego kucyka. 
-Chcesz coś jeszcze interesującego zobaczyć Mike?- uniosłam brwi do góry.
-Wyluzujcie- powiedział niezadowolony chłopak i zgasił butem swojego papierosa.  
-Wracajmy- rzuciłam i zaczęłam się cofać.
-Czekaj- Mike pociągnął mnie za rękę.- tędy- wskazał głową.
-Nie bo tędy- wtrąciła Ali.
-Którędy do chuja!- warknęłam. Byłam cholernie zmęczona i nie miałam w planach krążyć Bóg wie ile po jakimś obsranym lesie! To był błąd.
-Nie mówcie, że się zgubiliśmy- mruknęła przerażona Ali i spojrzała na nas.
-Kurwa- zaklną brunet. Usiadłam na jakimś wysokim pniu. 
-Zgubiliśmy się- powiedziałam po chwili. 
-Dzięki za poinformowanie- zaczęła.- co bym bez ciebie zrobiła- wywróciła oczami. 
-Jaki ty masz teraz kurwa problem?- wyrzuciłam ręce w powietrze i spiorunowałam dziewczynę wzrokiem. 
-Gdy nie twoje "chodźmy się przejść" byliśmy by już na imprezie i dobrze się bawili, jak to było w planach- wypaliła, a ja aż się od środka zagotowałam. 
-Zajebiście, to kurwa prowadź do tej swojej jebanej imprezy!- krzyknęłam i wstałam z pnia. 
-Kylie gdzie ty idziesz- spojrzał na mnie Mike. 
-Jak najdalej od tej idiotki- syknęłam i wskazałam głową na Alison. Prychnęła pod nosem.
-Dziewczyny- rzucił Mike, ale ja zaczęłam iść przed siebie kompletnie go olewając.- Kylie, chodź tu!- krzyknął brunet. Nie miałam zamiaru się odwracać, a co dopiero do nich wracać. 
-Pierdolcie się wszyscy- mruknęłam pod nosem i skręciłam w lewo idąc jakąś dróżką. 
Nie jadłam nic od rana,a mamy- wyciągnęłam telefon w celu sprawdzenia godziny ale się nic nie wyświetliło. 
-Wspaniale!- wrzasnęłam. Rozładował się. Nie wiem gdzie jestem, gdzie iść, nie mam kontaktu ze światem, w tyle są moi przyjaciele i robi się ciemno. Wspaniały tydzień się zapowiada- wyczujcie ten sarkazm. 

Było już ciemno, szłam ślepo przed siebie bez żadnego pomysłu gdzie się zatrzymać. Chuj z tym. Przeklinałam cały czas w myślach ten pieprzony wyjazd. Nie tak miało być.
Rozglądałam się cały czas dookoła, gdy chciałam zrobić kolejny krok uderzyłam o coś głową. 
-Pierdolone drzewo!- krzyknęłam i zaczęłam rozmasowywać czoło które będzie w olbrzymim siniaku za kilka dni, nawet nie. Za kilka minut! Cofnęłam się do tyłu i zahaczyłam o mały pień i przewróciłam się. Lądując na plecach nabiłam się na gałęzie i kamienie. Zaskomlałam z bólu i zaczęłam turlać się po ziemi, żeby naleźć jakąś chodź najmniej wygodną pozycję. Poddaję się, nie mam już siły. Umieram z głodu jest ciemno, a wiosenny wiatr nie odpuszcza. Leżałam na ziemi i wpatrywałam się w powoli zapełniające się gwiazdami niebo. W tej chwili chciałam szczerze- chciałam umrzeć. 

                                       Justin's POV 

Impreza nadal trwała, chyba z 3 godziny, a ja nadal nigdzie nie widziałem Kylie. Przyszłaby- tak myślę. Wstałem od stołu, wypiłem do końca pepsi i wyrzuciłem puszkę do kosza na śmieci. 
Przepchałem się przez tłum uczniów, zeszedłem po kilku schodach z dużego, drewnianego pomostu- na którym odbywała się impreza i zacząłem iść w kierunku domku Kylie. Byłem trochę zestresowany, jeszcze po tym jak ona pierwsza, pierwsza pocałowała mnie w autokarze, nie zaprzeczę- podobało mi się. Stanąłem przed drzwiami i lekko zapukałem w drzwi. Zaczekałem chwilę ale nadal nic. Może bierze prysznic.Nie sądzę. Ponownie zapukałem teraz ciut głośniej. Gdy drzwi w dalszym ciągu się nie otwierały, postanowiłem wejść do środka. 
Od razu na myśl nasuneło mi się jak można być tak nieodpowiedzialnym, żeby nie zamknąć drzwi? Wszedłem do środka. 
-Kylie- zawołałem. Cisza. -Alison!- powiedziałem głośniej ale nadal nic. Nie ma ani Kylie ani Alison, Mika z resztą też nigdzie nie widziałem. Wyszedłem z domku zamykając drzwi i rozejrzałem się dookoła. Moją uwagę przykuły 2 postacie idące w moją stronę. Przyjrzałem się i moim, że było ciemno to przez lampy oświecające każdy domek, zobaczyłem Alison i Mika. Bez Kylie. Zerwałem się z miejsca i podbiegłem do nich. 
-Panie Bieber- krzyknęła Alison gdy mnie zobaczyła.Chyba płakała. 
-Co się stało?- zapytałem szybko spoglądając na nich.
-Bo my- jęknęła.- byliśmy się przejść i poszliśmy do lasu. Później się zgubiliśmy i pokłóciłam się z Kylie i ona poszła gdzie- zapłakała.- zgubiliśmy ją- wydusiła z siebie po krótkiej chwili i wtuliła się w bok chłopaka. Przysięgam wam, że moje serce się zatrzymało- dosłownie. 

                                  Nobody's POV

-Mamy ją!- krzyknął jeden z policjantów świecąc latarką na drobną postać Kylie, leżącą bezwładnie na zimnej i brudnej ziemi. Od razu kucnął przy dziewczynie i sprawdził jej puls. 
Żyła, ale w każdej chwili mogła przestać. Dwóch innych mężczyzn podeszło do kolegi i rozłożyli nosze które każdy patrol dostał w razie znalezienia dziewczyny. Podnieśli ciałko brunetki z ziemi i ostrożnie położyli na nosze. Zapieli jeszcze jej talię paskiem dla bezpieczeństwa i ruszyli w kierunku domków. 

-Mój Boże- szepnął szatyn i zerwał się z miejsca. Podbieg do lekarzy którzy wnosili Kylie do karetki. 
-Nic jej nie jest?- wysapał. 
-To się okaże. - powiedział jeden, zostawiając szatyna bezradnie na środku drogi.- jedziemy do szpitala w Chicago, tam będzie lepiej, niż tu w pobliskim szpitalu- dodał szybko i zamknął tylne drzwi, za którymi leżała jego księżniczka- Kylie. 
-Myślę, że pan powinien się tam jak najszybciej udać.- lekarze wsiedli do karetki i na sygnale wycofali auto z drogi, a kilka sekund po tym zniknęli za bramą. To co czuł w tej chwili szatyn było nie do opisania. 

-W jakiej sali leży Kylie Jenner- wbiegł do szpitala i krzyknął do recepcjonistki. 
-A kim pan jest?- uniosła swoje okulary i zmierzyła go wzorkiem. 
-Jej chłopakiem- kobieta pokręciła twierdząco głową i zaczęła szukać dziewczyny na liście. 
-Sala numer 134, piętro 3.- nic nie mówiąc przebiegł długi hol szpitala i rzucił się na schody. Wbiegł po nich jak najszybciej na 3 piętro i zaczął nerwowo szukać sali. Zatrzymał się przy odpowiednim numerze. Przez małą szybę zobaczył leżącą dziewczynę,a nad nią pochylającą się pielęgniarkę. Nie pukając, wszedł do środka. 
-Wyjdzie z tego?- zapytał i szybko podszedłł do łóżka na którym leżała jego mała bezbronna księżniczka. 
-Kroplówki ją nawodnią i odzyska siły- uśmiechnęła się przyjaźnie. 
-To pańska żona?- zapytała kobieta z ciekawości i spojrzała na Kylie. 
-Dziewczyna- odparł chłopak. Już uspokoił się na myśl, że Kylie nic poważnego nie dolega. Obiecał sobie, że będzie siedzieć tu dopóki dziewczyna się nie obudzi. 
-Życzę wam szczęścia- powiedziała i zostawiła Justina sam na sam z osobą na której mu w tej chwili najbardziej zależało. Szatyn podszedł do łóżka i przysunął białe plastikowe krzesło bliżej niej.
-Tak się bałem- zaczął i dotknął delikatnie ręki brunetki.- nigdy więcej mi tego nie rób, obiecaj- uśmiechnął się delikatnie i pocałował dłoń Kylie. 
-Nigdy- położył ostrożnie rękę dziewczyny na miejsce.  
-Kocham cię Kylie- szepnął.   

*  *   *
Bardzo krótki rozdział, ale właśnie chciałam zakończyć go w takim momencie. 
Następny rozdział dopiero za tydzień. Czekajcie cierpliwie :) Zapraszam na ask'a i twittera. 
Kocham, do następnego! :)

                  

4 komentarze:

  1. On to powiedział !?!???!!!! Żartuje czy jak ? A co z jego żoną? On gra na dwa dronty. Czekam na nastepny

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetny rozdział !! Czekam na następny z niecierpliwością <3

    OdpowiedzUsuń
  3. Za tydzień ?? To strasnue dłuuuugo ;(

    OdpowiedzUsuń
  4. Jdgaowbsyaosjsg zajebisty ! Aaa ! Nie moge sie doczekac nastepnego ! <3

    OdpowiedzUsuń