poniedziałek, 6 lipca 2015

14. "I'm tired Justin"

Przepraszam za błędy, rozdział nie sprawdzony. 
Miłego czytania x                                            

                                                           Kylie's POV

Wbiłam wzrok w ręce szatyna które przeplótł w mojej talii. To było bardzo niezręczne. 
-Od ciebie?- prychnęła i przerzuciła swój ciężar ciała na drugą nogę.- od ciebie nie chcę nic- dokończyła i zaczęła się śmiać. Szatyn spiął mięśnie i wbił kość w mój bok. Syknęłam cicho. 
-Chcę cię tylko poinformować, że wyjeżdżam. Nie zobaczysz mnie nigdy więcej..- przerwałam, spojrzałam ukradkiem na nią, patrzała się na mnie. 
-Nie bawmy się w rozwody i inne gówna- syknęła. Nadal czułam jej wzrok na sobie.- między nami nic nie było, ja zapomnę i ty też..chociaż..-przerwała.- ty już zapomniałeś- zaśmiała się nerwowo. Justin stał dalej niewzruszony, obejmując mnie.
-Mogę chociaż wiedzieć ile razy sypiałeś z tą dziwką jak mnie nie było?- zapytała się. Mój żołądek ścisnął się nieprzyjemnie na słowo "dziwka".- a może nawet jak byłam w Chicago-dodała. Spojrzałam na nią, ona rzuciła na mnie tylko krótkie spojrzenie i wbiła wzrok w Justina. 
-Wynoś się Alexis- syknął. Brunetka wywróciła oczami. 
-Wiesz- zwróciła się do mnie.- tobie też nie jest do końca wierny, zanim się obejrzysz będzie latał za inną ze zwieszonym językiem, a wiesz po co?- złapałam kontakt wzrokowy z Alexis. To co przed chwilą powiedziała, no nie oszukujmy się- było bolesne. Poczułam jak ściska mi się żołądek. 
-Bo zależy mu tylko na pieprzeniu- mówiąc to, wypowiedziała każde słowo bardzo powoli i dokładnie. 
-Odprowadzić się do samochodu, Alexis?- przerwał to wszystko Justin. Poczułam łzy napływające mi do oczu. W sumie, skąd mam wiedzieć, że Justin jest ze mną szczery? Nie jestem z nim oficjalnie, nie pytał mnie o nic. Nie jesteśmy razem, po prostu się spotykamy i na dodatek nielegalnie. On może robić co chce, a ja nie mam na to wpływu. Pierwsza łza spłynęła mi po policzku. Jak SWOJEJ ŻONIE nie był wierny to dlaczego mi ma być? Zanim się obejrzałam, szatyn stanął przede mną, położył dwa palce na mojej brodzie i delikatnie uniósł moją głowę do góry. 
-Kylie- szepnął i starł kciukiem kolejną łzę.- spójrz na mnie- powiedział poważniejszym tonem, ja za wszelką cenę unikałam jego wzroku. 
-Myślę, że powinieneś już iść- rzuciłam i odsunęłam się od chłopaka. 
-Wierzysz jej?- zapytał i zrobił lekki krok do przodu, zrobiłam to samo tylko do tyłu. 
-Jestem zmęczona, Justin idź już- mruknęłam i zerknęłam przelotnie na szatyna. 
Chłopak nic nie mówiąc, po prostu najzwyczajniej kurwa w świecie wyszedł. Bez żadnego słowa. Nic, kompletnie. 

Po tym jak Justin wyszedł, przeleżałam cały następny dzień na kanapie, co ja gadam- cały tydzień. Nie odezwał się ani słowem, nie napisał, nie zadzwonił, nie przyszedł. Praktycznie płakałam całymi dniami, a powodów nie brakowało:
1. Moja przyjaciółka z moim najlepszym przyjacielem, bawiąc się teraz w najlepsze na  wycieczce.
2. Mój "chłopak" mnie olewa. 
3. Teoretycznie nie jest mi wierny. 
4. Jest moim nauczycielem. 
5. Moja mama mnie olewa. 
6. Jestem brzydka. 
Myśląc sobie o tym wszystkim, a szczególnie o punkcie 2 i 4 sprawiło, że znów moja twarz zalała się łzami. Jęknęłam. Teraz akurat byłam wkurzona- wkurwiona. Wzięłam pierwszą lepszą poduszkę z kanapy i położyłam ją na twarz. Zaczęłam krzyczeć. Piski i przekleństwa stłumił kawałek materiału. Nienawidzę swojego życia.

-Kylie, wyglądasz...- od razu uciszyłam blondynkę, która jak zwykle chciała skrytykować, to jak dziś wyglądam, a uwierzcie wyglądam tragicznie. 
-Zamknij się- syknęłam poirytowana zachowaniem przyjaciółki. 
-Coś się stało?- zapytałam podchodząc ze mną do mojej szafki. 
-Nie- odpowiedziałam krótko i wyjęłam swoje książki do angielskiego. Niestety.
Ali nic nie odpowiedziała. Udałyśmy się razem do klasy. Justin już przyszedł i zaczęły się lekcje. Ani razu na mnie nie spojrzał, patrzał się na Ali, na kujon, na za przeproszeniem dziwki. Na mnie ani razu. Poczułam lekkie ukłucie w sercu i również, już zrezygnowana odwróciłam wzrok i wpatrywałam się tępo w ogromne boisko do football'a. Nie zdziwiłam się kiedy szatyn powiedział, że zrobimy sobie kartkówkę z cech jakiegoś gówna. Epoka Renesansu jest taka interesująca. Wtedy widziałam, że na mnie spojrzał. I niby co? Co chciał mi tym pokazać? Ugh.
Zadzwonił dzwonek i każdy z biegiem opuścił, ja z resztą też. 

-Co robisz?- usłyszałam wesoły głos przyjaciółki w telefonie, od razu gdy odebrałam.
-Niiic- mruknęłam i przeciągnęłam się na kanapie, prawie z niej spadając. 

-A więc..- zaczęłam.
-Nie zaczyna się zdania od "a więc"- przerwał mi. Podniosłam głowę i spojrzałam na niego. Wybuchłam śmiechem, jego mina była w tym momencie mega komiczna.
-Przepraszam Panie Bieber- pisnęłam gdy szatyn przerzucił moje ciało i wylądował na mnie. 
-Oszalałeś!-krzyknęłam, bo poczułam jak moje ciało powoli ześlizguje się ze skórzanej kanapy. Szatyn od razu zatrzymał je swoimi nogami, nawet nie wiem jakim cudem. Oparł ręce po obu stronach mojej głowy. 
-Jesteś niemożliwy- zaśmiałam się i spróbowałam wydostać się z pułapki.  

-Halo, Kylie?- ocknęłam się i wstałam z kanapy, nadal trzymając telefon przy uchu. 
-Hm?- mruknęłam, podeszłam do lodówki i wyciągnęłam butelkę wody. 
-Chodź z nami na imprezę- powiedziała nagle, a ja prawie wyplułam wodę. 
-Z nami?- przetarłam lekko rękawem bluzy Justina buzię. 
-Yep, ty, ja i Mike- zaśmiała się.
-Nie mam ochoty imprezować- przerwałam blondynce. 
-Przyjdziemy po ciebie o 20, bądź gotowa- usłyszałam tylko słowa Ali i dźwięk sygnalizujący zakończenie połączenia. Pomocy. 

Usłyszałam pukanie do drzwi. Kończąc przeglądać się w dużym lustrze na korytarzu podeszłam do wieszaka. Ściągnęłam swoją czarną skórzaną kurtkę i wyszłam z domu od razu spotykając się ze wzrokiem przyjaciół. 
-Widzę, że poważnie wzięłaś sobie moje słowa- zaśmiała się Ali widząc mnie.
-Jak widzisz, tak- również się zaśmiałam. 
-Ale będzie impreza-prawie krzyknął uradowany brunet. Z Alison wybuchnęłyśmy śmiechem. 
-Pamiętaj, że jutro szkoła- pouczyłam go. 
-E tam- machnął ręką.- nie musimy jutro iść- dodał i uśmiechnął się łobuzersko. 
-W sumie- zaczęłam. Przypominając sobie dzisiejszą lekcje, lekko ścisnął mi się żołądek. Więc to już koniec? Koniec naszego potajemnego spotykania się. Koniec codziennego ryzykowania całując się zawsze po lekcji w klasie. Szczerze? Spodziewałam się tego.
-Mała strata- dokończyłam. Odgoniłam łzy które, nie wiedząc czemu zaczęły cisnąć mi się do oczu.  Nienawidzę go. Kochasz go. 
  

7 komentarzy: