wtorek, 14 lipca 2015

16. "Go, Justin"

Rozdział niesprawdzony, przepraszam, chciałam go jak najszybciej dodać.
Ważne notka na dole. 
Miłego czytania! x

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Nie wiem ile minęło czasu, ale nadal stałam i wpatrywałam się w Justina czyli osobę którą najchętniej bym unikała.
-Co ty tu robisz?!- krzyknęłam chcąc przebić muzykę. Bałam się odpowiedzi, co jeśli jest tu z jakąś inną dziewczyną?
-A ty?!- wywróciłam oczami i spojrzałam na szatyna. 
-Mógłbyś w końcu normalnie odpowiedzieć na moje pytanie!- syknęłam i gdy chciałam wyminąć chłopaka on złapał mnie za nadgarstek i przyciągnął do siebie. Masze klatki piersiowe stykały się ze sobą. 
-Przyszedłem tu- przerwał i spojrzał w moje oczy. Przełknęłam ślinę.- trochę pomyśleć- wypuścił powietrze z puc i zrobił krok w tył. Czy nie jestem jedyna która przychodzi do klubu myśleć. Zaśmiałam się w myślach. -Przyszłam tu z Alison i Mikiem- odpowiedziałam na jego pytanie i wyrwałam się z jego uścisku. 
-Porozmawiajmy- przegryzłam dolną wargę i spojrzałam na szatyna. Proszę, chce ze mną rozmawiać właśnie teraz. Gdzie był przez tamte dni? 
-Tutaj?
-Tak
-Nie- spuściłam wzrok i wbiłam go w swoje buty które teraz wydawały się bardzo ciekawym obiektem. Nie rozumiem Justina. Po co brniemy w ten związek? Przecież to nie ma najmniejszego sensu. Nigdy nie słyszałam o tym żeby nauczycielowi i uczennicy się ułożyło. Trwaliśmy chwilę w dość niezręcznej cichy, oczywiście pomiędzy nami. Ludzie na około nas bawili się jakby nie było jutra. Dlaczego nie mogę mieć normalnych problemów jak "Co jutro ubrać żeby spodobać się chłopakowi w którym się bujam?" a nie "Co jutro zrobić żeby ominąć angielski, po to żeby nie spotkać mojego nauczyciela z którym się spotykam?". 
-Mogę coś jeszcze dla ciebie zrobić?- zapytałam w końcu przerywając tą ciszę, jak widać chłopak na to się najwidoczniej nie zdobył. 
-Tak- powiedział i zrobił krok w moją stronę przez co moje nogi uderzyły o stolik.- pocałuj mnie- moje oczy się rozszerzył. Spojrzałam na szatyna który najwidoczniej na to czekał. Pokręciłam głową i parsknęłam śmiechem. 
-Czemu?- może to pytanie było głupie ale nie wiedziałam co powiedzieć, a chciałam żeby Justin poszedł. 
-Nie zależy ci, nie?- mruknął niezadowolony i odsunął się ode mnie. Oczywiście, że zależy!
-Idź już Justin- powiedziałam i poczułam jak łzy cisnął mi się do oczu. 
-Po co było to wszystko, kurwa?- syknął, a po moim ciele przeszły nieprzyjemne dreszcze. Bo cię kocham. Nie, to za duże słowo. Sama nie wiesz czego chcesz. Chcę jego. Właśnie go straciłaś. Tracę. Nie, straciłaś. Spojrzałam przed siebie. Niestety nie zobaczyłam nic co mogłoby pohamować chęć rozpłakana się. Mój wzrok od razu zaczął błądzić po wypełnionym klubie ludzi. Nigdzie nie zauważyłam Justina. Poczułam jak kilka łez opuszcza oczy i spływa po policzkach. Nie mogłam określić tego co teraz czuję. Pustka. Samotność. Żal. Odrzucenie. Ból. Bezradność. Beznadziejność. Nadzieję? Nie, chyba żadne z tych. 
-Kylie- usłyszałam znajomy głos, obróciłam się i zobaczyłam Mika i Ali. 
-Gdzie James?- rzuciłam szybko zanim zadali by pytanie "Co się stało?". 
-Jest w domu, spokojnie- zaśmiał się Mike. Szkoda, że mi nie jest do śmiechu. 
-Muszę już iść- powiedziałam i biorąc swoją kurtkę z kanapy ruszyłam do wyjścia. 
-Zaczekaj!- krzyknął Mike. - podwieś cię?- zapytał. Nie miałam zamiaru się zgadzać. Pewnie zadawałby miliony pytań, a ja nie mam ochoty oni ich słuchać ani odpowiadać. 
-Wezmę taksówkę, bawcie się dobrze- powiedziałam posyłając blady uśmiech w kierunku przyjaciół i jak najszybciej opuściłam lokal. Na moje szczęście jak zawsze pod klubem stały taksówki. Wsiadłam do pierwszej lepszej i podałam adres. Nawet nie miałam siły zapinać pasów. Oparłam głowę o szybę. Nagle moje oczy dostrzegły coś co przykuło moją uwagę, a raczej kogoś. Lampa stojąca przy zakręcie oświetlała postać dość wysokiej brunetki. Miała na sobie czerwone szpilki, białe spodnie i koszulę. Zmrużyłam oczy i przyjrzałam się jej uważniej. Przecież to niemożliwe, ona wyjechała. Niestety, taksówkarz ruszył z miejsca w przeciwnym kierunku. Spojrzałam szybko przez tylną szybę. Co mnie jeszcze bardziej zaciekawiło? Nie stała tam sama. 

-Nie uwierzysz!- krzyknęła uradowana Ali gdy tylko weszłam do samochodu. Mike ruszył z podjazdu w kierunku szkoły. Minęły cztery dni od tego całego spotkania Justina w klubie. Nie byłam przez te dni w szkole mówiąc mamie, że źle się czuję. Prawda, czułam się źle ale psychicznie nie fizycznie. 
-Kylie Marie Jenner czy ty mnie w ogóle słuchasz?- pisnęła Alison i obróciła się do tyłu gdzie siedziałam. 
-Hm- mruknęłam i wbiłam wzrok w szybę. Szybko znaleźliśmy się na szkolnym parkingu, a później w szkole. Ali cały czas gadała o tym, że dostała się do drużyny siatkarskiej i, że ma szanse jechać na zawody stanowe. Jedyną osobą którą okazał się Mike słuchała jej. Ja nie miałam na to siły. Cały czas myślałam o Justinie. Ten cały "związek" mnie po prostu powoli niszczył. Oparłam się bokiem o szafki czekając aż Ali wyciągnie swoje książki. 
-Co jest?- zapytała i zamknęła swoją szafkę trzymając książki przy swoim boku udałyśmy się na fizykę.  
-Nic nie jest- mruknęłam.  
-Wiesz, że możesz mi powiedzieć wszystko, prawda?- uniosła brwi do góry i spojrzała na mnie znacząco. Myślę, że powinnam powiedzieć o tym Ali. W końcu powinna znać prawdę. 
-Musimy porozmawiać- wypuściłam powietrze ze świstem i zatrzymała się. Przyjaciółka przystanęła i obróciła się w moją stronę.   
-Kylie, widzę, że od kilku tygodni jest inaczej- spojrzała na mnie zmartwiona. 
-Nie tutaj w szkole- mruknęłam i złączyłam usta w prostą linię. 
-Wpadniesz do mnie po treningu?- zapytałam nagle i posłałam blondynce mały uśmiech.
-Wiedziałam, że mnie słuchałaś!- pisnęła uradowana i uderzyła mnie w ramie. Zaczęłyśmy się śmiać. Z tego co Ali dziś mówiła, usłyszałam, że ma treningi w poniedziałki, środy i piątki. Dziś piątek. Nagle zadzwonił dzwonek na lekcje, obie udałyśmy się do klasy od fizyki. Wspomniałam, że nienawidzę tego przedmiotu? 

Leżałam skulona na kanapie i oglądałam jakiś program na MTV. Właściwie to leżałam i myślałam nad tym co powiem Ali. Kompletnie nie miałam pojęcia jak zacząć ten temat, powiedzieć prosto z mostu czy znów od tego uciec? Z rozmyśleń wyrwał mnie dźwięk dzwonka. Sturlałam się z kanapy i leniwym krokiem udała się w stronę drzwi. Moje serce zaczęło bić w nienaturalnym tempie, a żołądek ściskał się powodując straszne dreszcze. Przełknęłam ślinę i pociągnęłam za klamkę. Co mnie jeszcze dziś zaskoczy?
-Hej- rzuciłam i uchyliłam szerzej drzwi żeby wpuścić szatyna do środka. 
-Hej- mruknął i podrapał się zakłopotanie po karku. 
-Myślałem o tobie- zaczął. Skrzyżowałam ręce na piersiach i oparłam się biodrem o szafkę na korytarzu.-ogólnie o nas- dodał robiąc niepewnie krok do przodu. 
-I co? Wymyśliłeś coś?- zaśmiałam się cicho nie spuszczając wzrok z pięknych tęczówek szatyna. 
-Tak- powiedział cicho i znów zrobił krok co spowodowało, że dzieliło nas kilka centymetrów. 
-Zaskocz mnie- mruknęłam i spojrzałam lekko w górę, znów łapiąc kontakt wzrokowy z chłopakiem.
-Nie chcę cię stracić- momentalnie poczułam ukłucie w sercu. Czułam jak wszystko w środku mnie wariuje. 
-Ja ciebie też- wypowiedziałam każde słowo powoli i wręcz niesłyszalnie. Zrobiłam mały krok do przodku i złączyłam nasze usta. Ręce szatyna znalazły się na moich biodrach przyciągając mnie do siebie. Przejechałam językiem po mojej dolnej wardze, od razu wpuściłam go do środka. Tak cholernie brakowało mi jego, jego ust, jego dotyku, jego bliskości. Poczułam dłonie chłopaka na swoich pośladkach. Podniósł mnie do góry, a ja szybko oplotłam nogi wokół jego bioder. Pocałunek stawał się coraz bardziej zachłanniejszy, a mi zrobiło się momentalnie gorąco. Podskoczyłam delikatnie po czym usiadłam na komodzie, a Justin znalazł się między moimi nogami, ani razu nie przerywając pocałunku. Usłyszałam nagle jak drzwi otwierając się i znajomy głos.
-Przepraszam Kylie, że tak późno ale...

~~~~~~~~~~~~~~~~
Niestety to ostatni rozdział jaki pojawi się na czas wakacji. Blog zostaje zawieszony. 
Nie będzie mnie cały sierpień ponieważ wyjeżdżam i chcę trochę odpocząć przed ponownym pójście do szkoły więc nie będę miała ani czasu, ani ochoty na siedzenie i pisania rozdziałów. 
Chcę żeby posty wchodziły długie, ciekawe i profesjonalne, a nie pisane na czas i na odwal. Może kilka rozdziałów pojawi się na drugim blogu czyli na "Druggie" z którym mam dużo pomysłów i planów. Przepraszam jeśli was zawiodłam. Blog zostaje zawieszony i raczej nie zmienię decyzji. Muszę przemyśleć kilka spraw związanym z nim. Pamiętajcie, że wrócę, a blog będzie dalej dostępny, więc nie z nim nie kończę! Życzę wam wspaniałych wakacji i dużo niezapomnianych wspomnień. Dziękuję za każdy miły komentarz! Kocham was i do następnego! xx

Teraz każdy kto jest czytelnikiem LIT niech zostawi po sobie komentarz. Chcę wiedzieć czy mam do kogo wracać i kontynuować bloga.

piątek, 10 lipca 2015

15. "You can trust us"

-Serio?!- krzyknęłam do Mika który szedł właśnie do naszego stolika z tacką na której były 3 duże kolorowe drinki i 3 małe kieliszki z bodajże wódką. Alison tylko gdy to zobaczyła pisnęła uradowana. Wywróciłam oczami. 
-No co?- parsknął śmiechem, stając podał każdej z nas po alkoholu i sam zajął swoje miejsce. Rzuciłam okiem na drinki. Myślę, że wyglądają lepiej niż smakują. Alison jako pierwsza dorwała się do swojego i pociągnęła za słomkę.  
-To jest najlepszy drink jaki kiedykolwiek piłam!- krzyknęła uradowana i przyssała się do słomki. Zaśmiałam się, jednak alkohol nigdy jej się nie znudzi.
 Cały czas myślę o Justinie, o tym co teraz robi, czy znalazł sobie kogoś innego i czy to już koniec. Znów łzy cisnęły mi się do oczu, ale pod żadnym pozorem nie mogłam pozwolić by wypłynęły. Na pewno nie przy Alison i Miku. Chociaż dziś o nim zapomni.
-Czemu masz taką minę?- usłyszałam i spojrzałam na Mika potem na Alison która również obdarzyła ciekawskim mnie spojrzeniem.
-Jestem po prostu zmęczona- mruknęłam i spróbowałam kolorową ciecz. Alison miała rację- to jest całkiem niezłe.
-Wiesz, że możesz nam ufać- powiedziała z lekkim uśmiechem blondynka. Wiem, że mogę im ufać i w końcu ufam bo to moi najlepsi przyjaciele, ale nie mogę im powiedzieć o tym, że spotykałam się z naszym wspólnym nauczycielem! Uznaliby mnie za skończoną idiotkę, chodź i tak wszystko co związane z "nimi" jest skończone więc wszystko jedno. 
-Może zatańczymy?- rzuciła Ali i spojrzała w kierunku coraz pełniejszego parkietu. Dopiła swój drink do końca z spojrzała na Mika. 
-Idźcie, ja zaraz do was dołączę- powiedziałam biorąc swój kieliszek do ręki. 
-Trzymamy cię za słowo!- krzyknął Mike odchodząc z Ali w stronę parkietu. Parsknęłam śmiechem właściwie to sama do siebie. Przyłożyłam kieliszek z  drinkiem do ust i lekko przechyliłam. Poczułam jak płyn lekko pali moje gardło. To co Mike zamówił nie należało do najsłabszych, ani dla najsłabszych. Nie wiedząc czemu zaśmiałam się ponownie sama do siebie. Wzięłam jeszcze mniejszy kieliszek z wódką- jak podejrzewałam i szybko, za jednym razem wypiłam ostry alkohol. Wstałam powoli od naszego stolika i udałam się bokiem sali do łazienki. Miałam wrażenie, że ktoś ciągle mnie obserwuje. Oh, dziwne, jesteś w klubie gdzie czai się masa podejrzanych i niebezpiecznych typów. Nie chcą myśleć o tym co mogłoby się stać, odgoniłam złe myśli i po chwili zatrzymałam się przed drzwiami od damskiej łazienki. Weszłam do środka, od razu mogłam zobaczyć pijane dziewczyny które poprawiały, a raczej starały się poprawić makijaż. Ja jakbym tyle wypiła nie ustałabym na nogach, a co dopiero malować szminką usta. Gdy również podeszłam do dość sporego lustra prawie jedna z nich przewróciła się na mnie. 
-Przepraszam- wybełkotała odsuwając się ode mnie. Druga zaczęła się śmiać. Posłałam im blady uśmiech i nic nie mówiąc stanęłam zboku i również zaczęłam poprawiać makijaż. Po chwili opuściły pomieszczenie śmiejąc się i gadając jakieś pierdoły. Nie chciałabym być na ich miejscu, w dodatku tutaj- w tym klubie. Zniżyłam głowę w celu znalezienia małych perfum. Niesforne brązowe kosmyki ciągle zasłaniały mi twarz co utrudniało mi znalezienie buteleczki. Gdy znalazłam psiknęłam się szybko nimi i schowałam je do mojej małej kosmetyczki. Odkręciłam jeszcze wodę w celu umycia rąk. Usłyszałam otwierające się drzwi. Kolejne pijane dziewczyny? Prawie pisnęłam gdy poczułam silne ręce oplatające moją talię. 
-Cii- ktoś szepnął mi do ucha i delikatnie przegryzł jego płatek. Silne perfumy uderzyły mi do nozdrzy. Znam je skądś.  
-Pachniesz cudownie- mruknął chłopak i przyssał się do mojej szyi. Wyrwałam się z jego ramion. Na szczęście był lekko wstawiony i poszło mi to z łatwością.
-Kochanie- mruknął i zrobił krok w moją stronę. 
-Hm?- mruknęłam z skrzyżowałam ręce na piersiach. 
-Wróćmy do siebie- powiedział smutnym głosem. Wywróciłam oczami i złapałam go za rękę. 
-Raczej tam- stwierdził i wskazał na jedną z kabin w łazience. Zaśmiałam się i pokręciłam głową z niedowierzaniem. Pijany James to najlepszy James.
-Chodź, Mike cię odwiezie- nie czekając na odpowiedź pociągnęłam za sobą bruneta i wyszliśmy z toalety. Sama nie wiem czemu to robię, nadal pamiętam wszystko co mnie z nim łączyło i szczerze bym to z chęcią wymazała. Przepchaliśmy się przez tłum to tańczących, to stojących ludzi i dotarliśmy w końcu do naszego stolika gdzie dostrzegłam Ali i Mika. Gdy blondynka nas zobaczyła, od razu wstała z miejsca i szybkim krokiem podeszła do nas. 
-Kylie- zaczęła niepewnie spoglądając na Jamesa.
-Nie- od razu rozwiałam wszystkie podejrzenia dziewczyny. 
-Okeyy- przeciągnęła, jej wzrok wędrował ze mnie na chłopaka i odwrotnie. 
-Dobra mniejsza- przegryzłam wnętrze policzka i przyciągnęłam do swojego boku zdezorientowanego bruneta. Rozglądał się cały czas dookoła i mruczał coś pod nosem. To niemożliwe, że tylko coś wypił. Zachowywał się jak małe dziecko porzucone w Disneylandzie. Nagle przy Ali pojawił się Mike, wyglądał na lekko zdezorientowanego i gdy zobaczył kto soi obok mnie tylko zmroził Jamesa spojrzeniem. Widocznie jemu też się to nie spodobało.
-Kylie- zaczął tak samo jak Ali. 
-Odwieść go do domu, proszę- spojrzałam błagającym wzrokiem na Mika. 
-Nie do domu- mruknął James tuż przy moim uchu i przyciągnął mnie do siebie. 
-Słuchaj- zwróciłam się do Jamesa.- teraz pojedziesz z Mike, odwiezie cię do domu, okey?- czułam się z jednej strony jak chora psychicznie, gadałam praktycznie do dorosłego faceta, a brzmiało to jakbym gadała z małym dzieckiem. 
-Ty też pojedziesz?- zapytał uśmiechając się, a na jego twarzy mogłam dostrzec promyczek nadziei. 
-Nie zabij go po drodze- ignorując słowa chłopaka, wyrwałam się z jego uścisku i spojrzałam tym razem na Mika. 
-Jasne- parsknął śmiechem. Podszedł do Jamesa i jak to zawsze mężczyźni robią poklepał go po plecach i zachęcił gestem ręki do kroku. 
-Chyba ty nie..- Ali mruknęła i gdy chciała dokończyć spotkała się z moim mrożącym spojrzeniem. 
-Oszalałaś!- krzyknęłam i uniosłam ręce do góry. 
-Przepraszam- powiedziała trochę nieśmiało.
-Może zatańczymy?-zaproponowałam od razu spoglądając na tłum dobrze bawiących się ludzi. Chociaż dziś chciałam zapomnieć o Justinie i dobrze się zabawić z Ali i Mikiem. 
-Um- jęknęła i wbiła wzrok w podłogę.- muszę tylko coś załatwić, na zewnątrz- dokończyła śmiejąc się nerwowo. Przymrużyłam oczy i spojrzałam na przyjaciółkę.
-Wszystko okey?- dopiero teraz zadałam sobie sprawę ile razy padło z moich ust czy z Ali, czy nawet z Mika pytanie na które i tak zawsze była ta sama odpowiedź- "Tak".
-Za minutę będę- powiedziała i zaczęła kierować się w stronę wyjścia. Złączyłam swoje usta w prostą linię i zrezygnowana obróciłam się w stronę parkietu. Moje ciało zderzyło się z  czyjąś klatką piersiową i prawie odleciałabym do tyłu, ale na szczęście zostałam w ostatniej chwili złapana przez sądząc po sile i dłoniach- chłopaka. Zaśmiałam się zakłopotanie i poczułam jak moje policzki zaczynają piec ponieważ ręka chłopaka znalazła się na mojej talii.
-Przepraszam- powiedziałam w stronę mojego "bohatera" i przeniosłam wzrok na niego. Z mojej buzi od razu zniknął uśmiech, a serce przyspieszyło tempa. W jednej sekundzie wszystkie wspomnienia powróciły, a w mojej głowie zaczęło huczeć jedno imię- Justin. 
 

poniedziałek, 6 lipca 2015

14. "I'm tired Justin"

Przepraszam za błędy, rozdział nie sprawdzony. 
Miłego czytania x                                            

                                                           Kylie's POV

Wbiłam wzrok w ręce szatyna które przeplótł w mojej talii. To było bardzo niezręczne. 
-Od ciebie?- prychnęła i przerzuciła swój ciężar ciała na drugą nogę.- od ciebie nie chcę nic- dokończyła i zaczęła się śmiać. Szatyn spiął mięśnie i wbił kość w mój bok. Syknęłam cicho. 
-Chcę cię tylko poinformować, że wyjeżdżam. Nie zobaczysz mnie nigdy więcej..- przerwałam, spojrzałam ukradkiem na nią, patrzała się na mnie. 
-Nie bawmy się w rozwody i inne gówna- syknęła. Nadal czułam jej wzrok na sobie.- między nami nic nie było, ja zapomnę i ty też..chociaż..-przerwała.- ty już zapomniałeś- zaśmiała się nerwowo. Justin stał dalej niewzruszony, obejmując mnie.
-Mogę chociaż wiedzieć ile razy sypiałeś z tą dziwką jak mnie nie było?- zapytała się. Mój żołądek ścisnął się nieprzyjemnie na słowo "dziwka".- a może nawet jak byłam w Chicago-dodała. Spojrzałam na nią, ona rzuciła na mnie tylko krótkie spojrzenie i wbiła wzrok w Justina. 
-Wynoś się Alexis- syknął. Brunetka wywróciła oczami. 
-Wiesz- zwróciła się do mnie.- tobie też nie jest do końca wierny, zanim się obejrzysz będzie latał za inną ze zwieszonym językiem, a wiesz po co?- złapałam kontakt wzrokowy z Alexis. To co przed chwilą powiedziała, no nie oszukujmy się- było bolesne. Poczułam jak ściska mi się żołądek. 
-Bo zależy mu tylko na pieprzeniu- mówiąc to, wypowiedziała każde słowo bardzo powoli i dokładnie. 
-Odprowadzić się do samochodu, Alexis?- przerwał to wszystko Justin. Poczułam łzy napływające mi do oczu. W sumie, skąd mam wiedzieć, że Justin jest ze mną szczery? Nie jestem z nim oficjalnie, nie pytał mnie o nic. Nie jesteśmy razem, po prostu się spotykamy i na dodatek nielegalnie. On może robić co chce, a ja nie mam na to wpływu. Pierwsza łza spłynęła mi po policzku. Jak SWOJEJ ŻONIE nie był wierny to dlaczego mi ma być? Zanim się obejrzałam, szatyn stanął przede mną, położył dwa palce na mojej brodzie i delikatnie uniósł moją głowę do góry. 
-Kylie- szepnął i starł kciukiem kolejną łzę.- spójrz na mnie- powiedział poważniejszym tonem, ja za wszelką cenę unikałam jego wzroku. 
-Myślę, że powinieneś już iść- rzuciłam i odsunęłam się od chłopaka. 
-Wierzysz jej?- zapytał i zrobił lekki krok do przodu, zrobiłam to samo tylko do tyłu. 
-Jestem zmęczona, Justin idź już- mruknęłam i zerknęłam przelotnie na szatyna. 
Chłopak nic nie mówiąc, po prostu najzwyczajniej kurwa w świecie wyszedł. Bez żadnego słowa. Nic, kompletnie. 

Po tym jak Justin wyszedł, przeleżałam cały następny dzień na kanapie, co ja gadam- cały tydzień. Nie odezwał się ani słowem, nie napisał, nie zadzwonił, nie przyszedł. Praktycznie płakałam całymi dniami, a powodów nie brakowało:
1. Moja przyjaciółka z moim najlepszym przyjacielem, bawiąc się teraz w najlepsze na  wycieczce.
2. Mój "chłopak" mnie olewa. 
3. Teoretycznie nie jest mi wierny. 
4. Jest moim nauczycielem. 
5. Moja mama mnie olewa. 
6. Jestem brzydka. 
Myśląc sobie o tym wszystkim, a szczególnie o punkcie 2 i 4 sprawiło, że znów moja twarz zalała się łzami. Jęknęłam. Teraz akurat byłam wkurzona- wkurwiona. Wzięłam pierwszą lepszą poduszkę z kanapy i położyłam ją na twarz. Zaczęłam krzyczeć. Piski i przekleństwa stłumił kawałek materiału. Nienawidzę swojego życia.

-Kylie, wyglądasz...- od razu uciszyłam blondynkę, która jak zwykle chciała skrytykować, to jak dziś wyglądam, a uwierzcie wyglądam tragicznie. 
-Zamknij się- syknęłam poirytowana zachowaniem przyjaciółki. 
-Coś się stało?- zapytałam podchodząc ze mną do mojej szafki. 
-Nie- odpowiedziałam krótko i wyjęłam swoje książki do angielskiego. Niestety.
Ali nic nie odpowiedziała. Udałyśmy się razem do klasy. Justin już przyszedł i zaczęły się lekcje. Ani razu na mnie nie spojrzał, patrzał się na Ali, na kujon, na za przeproszeniem dziwki. Na mnie ani razu. Poczułam lekkie ukłucie w sercu i również, już zrezygnowana odwróciłam wzrok i wpatrywałam się tępo w ogromne boisko do football'a. Nie zdziwiłam się kiedy szatyn powiedział, że zrobimy sobie kartkówkę z cech jakiegoś gówna. Epoka Renesansu jest taka interesująca. Wtedy widziałam, że na mnie spojrzał. I niby co? Co chciał mi tym pokazać? Ugh.
Zadzwonił dzwonek i każdy z biegiem opuścił, ja z resztą też. 

-Co robisz?- usłyszałam wesoły głos przyjaciółki w telefonie, od razu gdy odebrałam.
-Niiic- mruknęłam i przeciągnęłam się na kanapie, prawie z niej spadając. 

-A więc..- zaczęłam.
-Nie zaczyna się zdania od "a więc"- przerwał mi. Podniosłam głowę i spojrzałam na niego. Wybuchłam śmiechem, jego mina była w tym momencie mega komiczna.
-Przepraszam Panie Bieber- pisnęłam gdy szatyn przerzucił moje ciało i wylądował na mnie. 
-Oszalałeś!-krzyknęłam, bo poczułam jak moje ciało powoli ześlizguje się ze skórzanej kanapy. Szatyn od razu zatrzymał je swoimi nogami, nawet nie wiem jakim cudem. Oparł ręce po obu stronach mojej głowy. 
-Jesteś niemożliwy- zaśmiałam się i spróbowałam wydostać się z pułapki.  

-Halo, Kylie?- ocknęłam się i wstałam z kanapy, nadal trzymając telefon przy uchu. 
-Hm?- mruknęłam, podeszłam do lodówki i wyciągnęłam butelkę wody. 
-Chodź z nami na imprezę- powiedziała nagle, a ja prawie wyplułam wodę. 
-Z nami?- przetarłam lekko rękawem bluzy Justina buzię. 
-Yep, ty, ja i Mike- zaśmiała się.
-Nie mam ochoty imprezować- przerwałam blondynce. 
-Przyjdziemy po ciebie o 20, bądź gotowa- usłyszałam tylko słowa Ali i dźwięk sygnalizujący zakończenie połączenia. Pomocy. 

Usłyszałam pukanie do drzwi. Kończąc przeglądać się w dużym lustrze na korytarzu podeszłam do wieszaka. Ściągnęłam swoją czarną skórzaną kurtkę i wyszłam z domu od razu spotykając się ze wzrokiem przyjaciół. 
-Widzę, że poważnie wzięłaś sobie moje słowa- zaśmiała się Ali widząc mnie.
-Jak widzisz, tak- również się zaśmiałam. 
-Ale będzie impreza-prawie krzyknął uradowany brunet. Z Alison wybuchnęłyśmy śmiechem. 
-Pamiętaj, że jutro szkoła- pouczyłam go. 
-E tam- machnął ręką.- nie musimy jutro iść- dodał i uśmiechnął się łobuzersko. 
-W sumie- zaczęłam. Przypominając sobie dzisiejszą lekcje, lekko ścisnął mi się żołądek. Więc to już koniec? Koniec naszego potajemnego spotykania się. Koniec codziennego ryzykowania całując się zawsze po lekcji w klasie. Szczerze? Spodziewałam się tego.
-Mała strata- dokończyłam. Odgoniłam łzy które, nie wiedząc czemu zaczęły cisnąć mi się do oczu.  Nienawidzę go. Kochasz go. 
  

środa, 1 lipca 2015

13. Special Chapter "Happy birthday Kylie!"

                                   Kylie's POV 

  Jasne promienie wpadające przez okno zaczęły oświetlać moją twarz. Zmrużyłam powieki lekko je otwierając. Przewróciłam się drugi bok i w tym samym czasie z mojego iPhona wydobyła się melodia, oznaczająca, że muszę wstać. Jęknęłam i szybko przejechałam palcem po ekranie. Wyskoczył mi od razu Facebook i kilka powiadomień. Zmrużyłam oczy, nie wiedziałam o co chodzi. Kliknęłam na kolejne przychodzące powiadomienie które pojawiło się na górze ekranu. Przeczytałam je i od razu "wyskoczyłam" z łóżka i podbiegłam do kalendarza wiszącego na przeciwko. No tak, dziś moje urodziny.   

-Hej, widziałaś gdzieś Ali?- zapytałam jakąś dziewczynę z mojej klasy z która mijałam się na korytarzu. 
-Nie widziałam jej- odpowiedziała.- wszystkiego najlepszego tak w ogóle- dodała z uśmiechem.
-Dziękuje- odpowiedziałam i posłałam rudej przyjazny uśmiech. 
Podeszłam szybkim krokiem do mojej szafki. Wyjęłam z niej książki do angielskiego, chemii i biologii. Zapowiada się ciekawy dzień w szkole. 

-Każdy zrozumiał temat?!- krzyknął mój chłopak do uczniów którzy jak najszybciej opuszczali klasę. - jasne- mruknął szatyn pod nosem kiedy nie usłyszał odpowiedzi. Gdy już praktycznie wszyscy wyszli z klasy, dopiero zamknęłam zeszyt kończąc przepisywać notatkę z tablicy. 
-Do widzenia!- krzyknęły jakieś dziewczyny. Spojrzałam na Justina. Chłopak podszedł do drzwi od klasy i zamknął ją na klucz. To mi się podoba Pnie Bieber. 
Zanim się zorientowałam, chłopak stanął przy mojej ławce. Wstałam z krzesła, a on od razu wpił się w moje wargi. Namiętnie oddałam pocałunek. 
-Wszystkiego najlepszego, skarbie- mruknął i złączył nasze usta ponownie. Uśmiechnęłam się.
-Dziękuję- odpowiedziałam. 
-Po lekcjach zabiorę cię gdzieś- powiedział tajemniczo i pogładził kciukiem mój policzek.
-Nie lubię niespodzianek- mruknęłam. Teraz będę przez cały dzień w szkole myśleć, co wymyślił. Ugh.  
-Tą polubisz- powiedział uśmiechając się.
-Każdy tak mówi- zaśmiałam się.- idziesz na mecz?- spytałam po chwili. Dziś w naszej szkole odbywa się mecz koszykówki. Szczerze? Wątpię, że wygramy. Szkoła z którą gramy jest naprawdę świetna. 
-Wpadnę popatrzeć-zaśmiał się.- na ciebie- dodał po chwili.- jaka ty słodka.- powiedział czule i złapał mnie za policzek. Zmrużyłam oczy nie wiedząc o co mu chodzi. Dotknęłam dłonią swojego policzka. Zarumieniłam się.
-Ej!-pisnęłam.- nie jestem słodka- mruknęłam. Naprawdę, nienawidziłam jak ktoś mówił, że jestem słodka. 
-Dla mnie jesteś, księżniczko- powiedział i ponownie złączył nasze usta. 
-Kocham Cię-wszeptałam między pocałunkami. 
-Ja ciebie bardziej 

Szłam długim korytarzem w celu pójścia na sale gimnastyczną, chciałam zobaczyć ile przegrywamy i jak radzi sobie Mike. Od razu usłyszałam krzyki, dźwięki gwizdka i oklaski. 
Weszłam po schodkach na boczne trybuny i usiadłam na pierwszym lepszym krześle. 
-Przerwa!-krzyknął sędzia przez megafon, a wszyscy zawodnicy zbiegli się do swoich trenerów. Zerwałam się z trybun i zbiegłam po schodach. Przeszłam szybko pod trybunami i dotarłam do naszej szkolnej drużyny. 
-Mike!-krzyknęłam do bruneta, który od razu się odwrócił i spojrzał na mnie lekko się uśmiechając. Powiedział coś do chłopaków z którymi rozmawiał i podbiegł do mnie.
-Hej mała-rzucił i rozłożył ręce w celu przytulenia mnie, ale ja się lekko odsunęłam.
-Przepraszam najmocniej, ale śmierdzisz- wybuchnęłam śmiechem. Kilka dziewczyn z trybun spojrzało na mnie i na Mika. Nie powiem- Mike jest mega przystojny, na jedno klaśnięcie, laski są jego. Wygrałam życie przyjaźniąc się z nim, z resztą Alison też. A tak w ogóle.
-Widziałeś dziś Ali?- zapytałam spoglądając ukradkiem na szatyna.- nie odbiera w ogóle ode mnie telefonu!- jęknęłam. Byłam lekko zdenerwowana, jeszcze po tym co Mike powiedział:
-Nie widziałem je nigdzie.
-Okey- powiedziałam zrezygnowanym głosem. 
-Dalej chłopaki, wracamy na boisko! No już, już!-usłyszałam głos trenera. 
-Muszę lecieć- rzucił oddalając się ode mnie.- trzymaj kciuki, pączku- zaśmiałam się i wystawiłam brunetowi język. 
-I tak przegracie!- krzyknęłam do Mika, który biegł w stronę boiska. Uśmiechnęłam się pod nosem i skierowałam się do wyjścia. Jeszcze biologia i jesteś wolna. Przecież dziś moje urodziny. Osiemnaste, Kylie. Teraz zdałam sobie sprawę, że Mike nic nie wspomniał o tym, nie złożył życzeń. Z mojej twarzy zniknął uśmiech. On zawsze pamięta....

Siedziałam w salonie na kanapie i jadłam obiad, wpatrując się tępo w jakiś beznadziejny program na MTV. Spojrzałam na zegarek na ścianie obok telewizji. 16:03. Nagle usłyszałam pukanie do drzwi. Odłożyłam na stolik spaghetti i zaczęłam iść do drzwi, poprawiając swoje ubrania i włosy. Pociągnęłam za klamkę i od razu na moje usta wkradł się mały uśmieszek. 
-Witam piękną- powiedział Justin i pocałował mnie w usta. 
-Heej- mruknęłam i wpuściłam chłopaka do środka. 
-Gotowa?!-krzyknął od razu gdy zamknęłam drzwi. 
-Na tą twoją niespodziankę, ta?- uniosłam brwi do góry.  
-Raczej na twoją niespodziankę, misiu- powiedział i przybliżył się do mnie. 
-Tsa-mruknęłam i wtuliłam się w szatyna. Mówiłam już, że nienawidzę niespodzianek?

-Juustin, serio?-mruknęłam niezadowolona gdy szatyn przewiązał mi oczy czarną bandaną.
-Yep-odpowiedział zadowolony i przyciągnął mnie do siebie. Nic nie mówiąc powoli ruszyliśmy.. gdzieś, gdziekolwiek. Czułam jak idziemy lekko pod górkę. 
-Już-powiedział szatyn po kilku minutach. - nie, czekaj- rzucił się na bandanę, gdy zobaczył, że chciałam ją rozwiązać.- ja to zrobię- zaśmiał się. 
-Jak chcesz- powiedziałam. Justin odsłonił mi oczy, a ja zobaczyłam coś naprawdę słodkiego, romantycznego i coś czego nigdy bym się nie spodziewała. 
-Wow-tylko tyle udało mi się powiedzieć. Przed nami znajdował się koc na którym stał duży brązowy koszyk, obok koszyka wino i kieliszki. Do okoła były porozsypywane płatki róż.
-To..- zaczęłam.- wow- nie mogłam inaczej określić tego co czuje. Na dodatek przed nami rozpowszechniała się przepiękna panorama Chicago- słońce powoli zachodziło. 
-Dziękuję- uśmiechnęłam się gdy szatyn podał mi lampkę czerwonego wina. 
-To nie koniec niespodzianek- uśmiechnął się i dopijając wino wstał z koca. 
-Gdzie idziesz?- zapytałam zdziwiona gdy szatyn zaczął schodzić z górki. 
-Zaraz przyjdę skarbie- powiedział i chyba udał się do samochodu. Również wypiłam alkohol, chciałam już odłożyć kieliszek. 
-A co tam- mruknęłam sama do siebie i nalałam sobie ponownie wino. 
-Twoje zdrowie Kylie-powiedziałam unosząc rękę z kieliszkiem do góry. 
-Chodź tu- usłyszałam po paru minutach i obróciłam się. Justin stał kawałek za mną, jedną ręką trzymał coś za swoimi plecami. Bez słowa wstałam i podeszłam do chłopaka. 
-Okey-zaczął lekko się uśmiechając. Wyciągnął za siebie małe granatowe pudełeczko przewinięte białą wstążką. 
Spojrzałam na pudełko i przeniosłam wzrok na szatyna. Zaśmiałam się cicho.
-Zanim otworzysz- powiedział i podał mi je.- obiecaj, że nigdy tego nie zdejmiesz.- spojrzał na mnie z uniesionym brwiami. 
-Nie wiem co to jest-odpowiedziałam i powoli rozwiązałam wstążkę.
-Obiecaj- zatrzymał moją rękę.
-Obiecuję- powiedziałam patrząc mu w oczy. Szczerze? Obawiam się co tam się znajduje. 
Pociągnęłam całkowicie za wstążkę i otworzyłam pudełko. Zatkało mnie. Nigdy w życiu nie widziałam czegoś tak pięknego. 
-Justin- mruknęłam i wyjęłam srebrny łańcuszek z śliczną srebrno-czarną zawieszkę w kształcie serca. 
-Nie musiałeś-zaczęłam.- to kosztowało pewnie fortunę...- powiedziałam i spojrzałam na chłopaka. 
-Przestań- od razu wtrącił Justin.- Odwróć się- powiedział. Wziął ode mnie naszyjnik i przekręcił mnie. Zaśmiałam się. Odgarnął mi włosy na bok i chwilę później zawiesił mi wisiorek na szyi. 
Gdy już chciałam się odwrócić poczułam usta szatyna na mojej szyi. Parsknęłam śmiechem. 
Przez przyjemność jaka rozniosła się po moim ciele, przechyliłam głowę w bok i dałam szatynowi większy dostęp. Składał mokre pocałunki od ramion do góry po mojej szyi. 
-Justin- mruknęłam i chciałam się obrócić. Chłopak przysunął się do mnie, położył ręce po mojej koszulce i zaczął sunąc po niej, a raczej pod nią do góry, nie przerywając robienia malinek na moim ciele. Jęknęłam z przyjemności jaka mnie ogarnęła. Kompletnie mu się oddałam. 
-Nie tutaj- mruknęłam gdy trochę się "ogarnęłam". Szatyn nic nie odpowiedział. Usłyszałam jak komórka wibruje w mojej tylnej kieszonce. Wyciągnęłam rękę i złapałam za iPhona. Rzuciłam okiem na sms od Ali.  
-Musimy iść- powiedziałam i obróciłam się przodem do szatyna. Mruknął niezadowolony.
-Kto to?- zapytał. 
-Ali, napisała żebym do niej przyszła-odpowiedziałam. Uspokoiłam się, Ali nic się na szczęście nie stało. Nie mam z nią kontaktu od wczoraj! 
-Przyjadę później po ciebie- powiedział. 
-Z chęcią- zaśmiałam się i złączyłam naszej usta. 

Zapukałam po raz chyba setny. Stałam przed domem Ali i waliłam w drzwi jak idiotka. Wywróciłam oczami i gdy już chciałam się odwrócić i iść zrezygnowana do domu, usłyszałam jak drzwi otwierając się. Spojrzałam z przerażeniem na ciemność jaka kryła się za nimi. Przełknęłam niewidzialną gulę w gardle. 
-Ali?- zawołałam i zrobiłam krok w kierunku domu.- Alison!-krzyknęłam i przekroczyłam próg. 
Nagle światło zapaliło się, usłyszałam jak coś wystrzela w górę. Pisnęłam przerażona, zamknęłam oczy i złapałam się za głowę. 
-Wszystkiego najlepszego Kylie!- podniosłam się i otworzyłam oczy. Przede mną stała Ali z Mikiem którzy trzymali puste opakowanie z którego wystrzelili kolorowe serpentyny. Przed pokój jak i salon w oddali wypełniony był mnóstwem balonów, wstążek, serpentyn i innych przeróżnych dekoracji. Ujrzałam kilku moich znajomych,a w tym moją mamę. Uśmiechnęłam się szeroko. I od razu rzuciłam się na Mika i Ali. 
-Jejku- wydusiłam z siebie. To co przygotowali, ta cała impreza niespodzianka, to było to czego najbardziej potrzebowałam. Żadnych drogich prezentów, pieniędzy. Tylko mama, Alison i Mike.
-Dziękuję!-pisnęłam jak małe dziecko dalej tuląc przyjaciół.- jesteście najlepsi!

                          *                          *                         * 
Więc... jak tam? 
Dziś, trochę inny rozdział, mam nadzieję, że się wam spodobał :)
Do następnego! xx 
Pamiętajcie żeby zostawić komentarz- motywuje mnie to do dalszego pisania.