-Wszystko okey?- usłyszałam za plecami zmartwiony głos mamy. Od tygodnia nie chodzę do szkoły pod wcześniejszym pretekstem, że źle się czuje. Wyglądałam okropnie więc mama łatwo zdołała się na to nabrać.
-Tak- mruknęłam i zaciągnęłam na dłonie rękawy mojej ulubionej bluzy i chwyciłam kubek gorącej herbaty.
-Wiesz, że możesz mi o wszystkim powiedzieć- zaczęła.- chodzi o chłopaka?- dopytywała. Wywróciłam oczami. Wiem, że można było pomyśleć, że zachowuje się chamsko w stosunku do własnej mamy, ale nie miałam po prostu siły na sztuczną troskę. Nie odezwałam się oni słowem. Mama westchnęła i skierowała się w stronę korytarza.
-Idę do pracy- powiedziała ściągając kurtkę z wieszaka.
-Yhm- mruknęłam wbijając wzrok w telewizor przede mną. Usłyszałam jak mama przekręca klucz w drzwiach i wychodzi, a potem tylko ciche głosy dobiegające z tv. Moje myśli znów powędrowały do wydarzeń z przed tygodnia. Po tym jak Alison niespodziewanie weszła do domu i zobaczyła mnie całującą się na komodzie z panem Bieberem, nic nie mówiąc po prostu wyszła. To co czułam w tamtym momencie było nie do opisania. Nie miało być tak, Alison miała zupełnie inaczej i się o tym dowiedzieć jak i zareagować. Moja komórka wydała z siebie charakterystyczny dźwięk przychodzącego sms. Leniwie sięgnęła po telefon leżący obok pustego kubka na blacie.
Od: James
Masz ochotę na kawę? Nie przyjmuję odmowy, będę o 16
Wydałam z siebie jęk niezadowolenia. Oparłam łokcie o blat chowając w nich głowę. Nie miałam najmniejszego zamiaru, a tym bardziej ochoty wychodzić gdzieś, gdziekolwiek!
Niestety nie mogę gnić w domu do końca życia, prawda? Muszę wyjaśnić to całe zajście z Alison i poważnie porozmawiać z Justinem. Ale najpierw kawa z moim byłym.
Do: James
Skoro nie mam wyboru
Spojrzałam na zegarek- 15.05 . Czas wrócić do świata żywych.
Usłyszawszy pukanie do drzwi zerwałam się z kanapy i ruszyłam szybkim krokiem w ich stronę. Przekręciłam zamek i wzięłam głęboki wdech. Czy na pewno chcę tego spotkania?
-Hej- rzuciłam kiedy mój wzrok spotkał się z ciemnymi tęczówkami chłopaka, oczywiście starałam się brzmieć normalnie, a nie tak jakbym przepłakała cały tydzień.
-Hej- odpowiedział brunet i posłał mi szeroki uśmiech mierząc mnie do góry do dołu. Sama nie wiem dlaczego, ale w głowie od razu pojawiło się jedno wspomnienie.
-Pięknie wyglądasz- powiedział James kiedy tylko mnie zobaczył. Uśmiechnęłam się w jego stronę z policzkami które pokryte były zapewne rumieńcami.
-Ty też niczego sobie- zaśmiałam się.- to gdzie jedziemy?- zapytałam ponieważ chłopak odkąd mnie zaprosił na randkę nie powiedział gdzie dokładnie zamierza mnie zabrać, a ja cholernie nienawidzę niespodzianek.
-Niespodzianka- powiedział z wyższością w głosie i odpalił silnik samochodu. Niezauważalnie wywróciłam oczami.
-Widziałem- parsknął nagle śmiechem, a jego głos wypełnił całe auto jak i moją głowę. James jest idealny, pod każdym względem. Nie wiem dlaczego akurat ze mną chciał się umówić, przecież nie ma w sobie nic co by mogło go zainteresować. A jednak... Ale jedno mnie naprawdę dziwi- On zna mnie doskonale, a ja go w ogóle. Dlatego właśnie zgodziłam się na randkę, z najprzystojniejszym chłopak w szkole i jak inni uważają "najniebezpieczniejszym", bzdura. Nic nie poradzę na to, że się zakochałam.
-Wszystko okey?- głos bruneta wyrwał mnie z zamyśleń. Spojrzałam na chłopaka który dalej stał w tym samym miejscu jak i ja.
-Przepraszam- mruknęłam i cofnęłam się jeszcze bo kurtkę po czym zakluczyłam drzwi, a klucze wrzuciłam do torebki.
-Jedziemy?- zapytałam z wymuszonym uśmiechem. Chłopak skinął lekko głową na "tak" i przepuścił mnie przodem w stronę czarnego BMW. Chyba zaczynam żałować, że zgodziłam się na to spotkanie.
-Zamówiłem nam to co zawsze- powiedział zajmując miejsce naprzeciwko mnie. Znów żadne słowo nie mogło mi przejść przez gardło i ponownie się uśmiechnęłam.
-Kylie, słuchaj- zaczął spoglądając na mnie niepewnie.- dziwisz się pewnie, że zaprosiłem cię na kawę jakbyśmy byli przyjaciółki- urwał wbijając wzrok w dzielący nas brązowy stolik.- to znaczy znajomymi, nawet nie..- zaśmiał się cicho. Mój oczy błądziły po pustym blacie z nadzieją, że może coś ciekawszego przykuje moją uwagę, niestety to nic nie dało.
-Przepraszam za tą sytuację na imprezie- powiedział w końcu, a ja poczułam jak żołądek nieprzyjemnie się zaciska. Kompletnie zapomniałam o tym, że był tam James i o tej całej sytuacji w toalecie. Kiedy uchyliłam usta by odpowiedzieć, brunet kontynuował.
-Przepraszam również, że zniszczyłem ci życie- każde powoli wypowiedziane przez niego słowo trafiało jeszcze bardziej boleśniej niż poprzednie. Sama nie wiem dlaczego, ale w kącikach zebrały mi się łzy. Nie, nie mogę się rozpłakać, nie tu, nie przy nim.
-J-aa- wydukałam unosząc wzrok na chłopaka. Wyglądał na również przybitego jak ja, tylko ja byłam chyba w gorszej sytuacji. To on wyjechał, to on mnie zostawił, to on zapomniał, a ja zostałam i co najgorsze pamiętałam, pamiętałam dosłownie wszystko.
-Wiem, że jedno głupie "przepraszam" w niczym nie pomoże i nic nie da- zaczął ściszonym głosem. Czułam jego wzrok na sobie, ale ja nie miałam najmniejszego zamiaru patrzeć na niego. Nie w tej chwili.
-Wiedz, że żałuję, żałuję cholernie, że to wszystko się tak potoczyło- dokończył, a ja jak i moje serce nie wytrzymało. Wstałam momentalnie z krzesła i rzuciłam się biegiem w stronę wyjścia. Za dużo wspomnień, za dużo Jego.
-Na dzisiaj to tyle, nie zapomnijcie za tydzień przynieść wypracowania!- donośny głos Pana Biebera mieszał się z hałasem jaki nastąpił w klasie zaraz po dzwonku. Czułam jak zaraz pęknie mi głowa. Mogłam równie dobrze teraz leżeć w ciepłym łóżku z jakąś dobra książką w ręku i udawać chorą dziewczynkę z złamanym sercem, niestety mama chyba za bardzo się mną przejęła co mnie strasznie zdziwiło, bo nigdy nie była taka opiekuńcza w stosunku do mnie, no chyba, że przed rozwodem. Jak myślicie kto jako pierwszy opuścił klasę? Alison. Na lekcji była całkiem nieobecna, nie dziwie się jej. Jest mi cholernie głupio, że musiała być świadkiem tego całego zajścia, teraz nienawidzi mnie i Justina. Każdy uczeń opuścił już klasę tylko zostałam ja i to wcale nie z wyboru. Starałam się spakować jak najprędzej, ale każdy mój ruch był wolniejszy od poprzedniego. Pieprzone uczucia. Przerzuciłam torbę przez ramie i stało się... stanęłam twarzą w twarz z Justinem. Jego twarz nie wyrażała żadnych emocji, przeraziło mnie to. Zapewne również mnie nienawidzi... Świetnie.
-Myślę, że powinniśmy trochę odpocząć- odezwał się szatyn spoglądając na mnie ukradkiem. Mój wzrok cały czas był skupiony na jego osobie, a on najwidoczniej starał się go uniknąć.
-Myślę, że masz całkowitą racje- wydukałam czując jak pierwsza łza spływa po moim policzku.
-Nie sądziłem, że to się tak potoczy i przepraszam, nie powinienem wtedy do ciebie przychodzić- odparł odwracając się w stronę biurka.
-Jest okey- wyszeptałam robiąc kilak kroków w stronę chłopaka.- przerwa dobrze nam zrobi.
-Nie mów, że jest okey Kylie- syknął odwracając się gwałtownie w moją stronę.
-Ale naprawdę jest- prawie jęknęłam i ponowie zbliżyłam się do Justina.
-Twoja najlepsza przyjaciółka i jednocześnie moja uczennica zobaczyła coś, czego nigdy w życiu nie powinna zobaczyć- warknął na co się lekko wzdrygnęłam. Wiem, że ma racje, ale nie mogę mu tego przyznać, nie mogę go stracić.
-Pogadam z nią- mruknęłam ocierając dłonią spływające łzy po moich policzkach.
-Kylie, słyszysz się w ogóle?- powiedział z kpiną. Nienawidzi mnie, to jest pewnie.
-Nie czujesz nic już do mnie, prawda?- zapytałam patrząc na niego z bólem który mnie wypełniał.
-Przykro mi- tylko tyle zdołałam usłyszeć. Rozpłakałam się na dobre i jak najszybciej wybiegłam z klasy na na szczęście pusty korytarz. Nawet nie usłyszałam dzwonka. Pokręciłam głową i udałam się biegiem do łazienki na samym końcu korytarza rezygnując tym samym z pójścia na lekcje. Za dużo jak dla mnie.
~~~~~~~~~~~~~~~~
Hej wszystkim! Albo nikomu, bo nie wiem czy ktoś tu jeszcze jest :/ Mam nadzieję, że zostało was tu trochę i wybaczycie mi tą dłuugą przerwę od LIT. Nie wiem jak wyszedł mi rozdział, sami oceńcie:) Powiedziałabym, że do następnego, ale nie jestem tego pewna... wszystko zależy do was! Powiem tylko:
Much love xx